sobota, 7 września 2013

It's a beautiful day, and I can't see it.

                  Przeglądając głupie filmiki na yt natknęłam się z przyjaciółką na jeden dość specyficzny.( http://www.youtube.com/watch?v=HX5aRzXUzJo ) Stąd pomysł na dzisiejszy wpis.         
                   

     Widząc żebrającą panią na ulicy, bądź błagającego o bułkę starszego pana, częste przechodzimy obojętnie myśląc: oszukuje nas. To żałosne, że w XXI wieku żebractwo stało się wręcz zawodem. Niekiedy ludzie na prawdę potrzebują pomocy, ale niestety ludzie często klękają na ulicy, bo to się opłaca.
Słyszałam kiedyś o pewnej sytuacji, którą opowiadała mi na lekcji religii moja katechetka:



   

 Minęłam kiedyś na ulicy żebrającego Pana, chcąc mu pomóc, weszłam do pobliskiego sklepu kupiłam mu kilka rzeczy do jedzenia. Nie zdążyłam jeszcze dobrze się oddalić, a owy pan wyrzucił jedzenie do kosza. 






  Tak więc niektórzy ludzie są wyjątkowo 
potrzebujący. Jednak mimo to może jednak warto takich osób nie mijać na ulicy obojętnie. Jasne, możemy zostać oszukani, ale nie musimy. Zastanówmy się jakbardzo trzeba być potrzebującym żeby uklęknąć na chodniku i skazać na obelgi innych ludzi, mając nadzieję na kilka złotych, za które będą mogli zjeść być może pierwszy posiłek w miesiącu i ostatni w tygodniu. Jak bardzo musi czuć się upokorzona taka osoba. Jak bardzo winna musi czuć się matka, która nie jest w stanie zapewnić swojemu dziecku dostatecznego bezpieczeństwa. Jak bardzo musi być samotna taka osoba, że prosi o pomoc obcych ludzi. Ale dla Ciebie to i tak będzie zwykły oszust. I chociaż grzechoczą Ci w kieszeni drobne nie wrzucisz ich, bo ...? Właściwie dlaczego? Bo zbiedniejesz o parę złotych? Bo ich potrzebujesz? Bo głodujesz? Nie, bo jesteś zbyt przywiązany do swoich pieniędzy. Zazwyczaj Ci którzy najmniej mają, najwięcej się dzielą. Kiedy następny raz przejdziesz obok potrzebującej osoby, pamiętaj, że Ty możesz kiedyś być na jej miejscu. Sam. Głodny. Brudny. Zmęczony. Możesz być tak dobrym człowiekiem, ale potępianym przez społeczeństwo, bo nie stać cię na bułkę.

piątek, 28 grudnia 2012

Siódme lenistwo.

Podobno, aby osiągnąć szczyt trzeba najpierw dostatecznie nisko upaść.

Wszystko idzie nie tak. Błędy, odwrotności, problemy, brak jakiejkolwiek motywacji.
Czasem mam wrażenie, że za bardzo chce żyć jak w filmie, też tak macie? Chciałabym w końcu cokolwiek zrozumieć, odkryć chociaż cząstkę siebie. Bo właściwie kim ja jestem ? Co ja tu robię?
Chciałabym mieć trzy życzenia. Chciałabym chociaż raz patrzeć w gwiazdy myśląc, że jestem szczęśliwa. Ale kogo ja oszukuje? W zasadzie wszystkie potrzebne mi rzeczy są na wyciągnięcie ręki, ale potrzeba czasu, chęci, wkładu własnego. Kiedy w końcu zrozumiem, że bez pracy nic nie osiągnę. Czekam na cud, że samo wszystko się ułoży, a tak się nie da.
Są w naszym życiu, ludzie i monnety od których nie da sie uciec. Czasem są przyjemne, lecz bywają takie o których chcemy zapomnieć a one powracają jak bumerang.

Chce zasnąć w Twoich objęciach, czując się tak cholernie bezpieczną jak nigdy

Przepraszam, że nie było mnie tyle czasu, mam nadzieję,
że nadal o mnie pamiętacie;)  Wasza   przynudzająca  En.

A teraz pytanie: Chcecie abym pisała opowiadania:D?

http://www.youtube.com/watch?v=b3c32wBYdU0

niedziela, 11 listopada 2012

Proste rozwiazanie

W planach miałam zamieścić dzisiaj notkę o zmianach, które zachodzą w moim życiu. Jednak jakoś tak wzięło mnie na refleksje. ;) Notka o kolejnych wprowadzanych przeze mnie poprawek pojawi się jutro. 

           PRAWDZIWE POWIETRZE

A na dzisiaj przemyślenia. Skąd mi się wzięły? Nie mam pojęcia. Doszłam do wniosku, że gdzieś w szarej, monotonnej codzienności zapomniałam, jak to jest cieszyć się życiem. Tak bardzo pragnęłam się zakochać, poczuć bliskość, być dla kogoś ważną, ze zapomniałam, o tym co mam. O rodzinie, z którą mam dobry kontakt, bo jest najwspanialsza! O przyjaciółkach. Które wiedzą kiedy milczeć, kiedy cos i przede wszystkim co powiedzieć. Ubzdurałam sobie, że skoro mam prawie 16 lat, i większość koleżanek ma chłopka, to ja tez powinnam, a skoro go nie znalazłam to jestem gorsza. Dałam w sobie wmówić, a w zasadzie sama sobie ubzdurałam, ze jestem brzydka, głupia i w ogóle. 






 Dziwne, że wcześniej nie wpadłam na to, żeby się zastanowić czy potrzeba bliskości równa się gotowość na związek. A nawet jeśli już do tego dojrzałam, to czy mam gonić za facetami. Będzie ktoś to będzie. Nie teraz to za parę lat. A na razie skupie się na tym co zepchnęłam, na drugi plam, zgubiłam w swoim życiu miejsce na radość. A kiedy to sobie uświadomiłam? W piątek. Kiedy po spotkaniu do bierzmowania poszłam do przyjaciółki. Wtedy przypomniałyśmy sobie, w zasadzie  nie tak odległe czasy kiedy to tańczyłyśmy śpiewając w deszczu. Kiedy to każda chwila była pełna uroku. Ten weekend mi o tym przypomniał. Więc piątkową drogę do domu Kasi przebyłyśmy śpiewając ,, Last Christmas '' i tańcząc, skacząc, bijąc się. :D !  Tego było mi trzeba. W końcu przypomnieć sobie, że to co mówią i myślą ludzie to ich sprawa. Skoro mi tyle radości dał śpiew ( a właściwie fałsz ) na ulicy, to czemu mam się przejmować co wtedy mówili o nas Ci ludzie, których mijałyśmy. To co myślą to ich sprawa, a to czy tańczę to ich, więc chyba lepiej nie wchodzić sobie w drogę, prawda? 



A Wam jak minął weekend? Podjęliście jakieś zmiany w swoim życiu? I najważniejsze pamiętaliście, aby wyjść z domu z uśmiechem na twarzy? 

piątek, 9 listopada 2012

Śmiech vs. uśmiech


 

Fryzura to był genialny pomysł! W końcu uwolniłam wesołą dziewczynę, która do tej pory ujawniała się jako 100procentowa optymistka tylko przyjaciółkom, rodzinie;) Teraz jest dla wszystkich!

Uśmiechnij się, a świat uśmiechnie się do Ciebie, tego mi brakowało. W końcu znowu nabrałam chęci do życie. Jedyne czego obecnie żałuję to zmarnowanie ostatnich kliku miesięcy na zamartwianie i użalanie się nad sobą. Chociaż, patrząc z drugiej strony nie zasmucając się nie doszła bym do tylu wniosków i pomysłów i oczywiście do zmian. Wiecie co? Mam pomymsł. Pomuszcie mi i sobie i też wprowadźcie zmiany. U mnie ich owocem będzie blog. A teraz wszycy szeroki uśmiech, dziewczyny rozpuszczają włosy, faceci ściągają bluzy i ........ TAŃCZYMY :D


Życie jest piękne!

Jak wcześniej wspomniałam pierwszą zmianą były włosy, drugą uśmiech, i skro jesteśmy przy tym to nasunęła mi się myśl, a mianowicie:

Czym się różni śmiech od uśmiechu?

Zasadniczą różnicą tych dwóch zjawisk jest uczucie. Uśmiech niesie za sobą miłość, zadowolenie, szacunek, w zasadzie wszystkie możliwe pozytywne odczucia. Natomiast śmiech jest czymś, potocznie mówiąc ' pustym '. Owszem podnosi nam na pewno poziom endorfiny (hormon szczęścia) w organizmie, ale on pochodzi ze strun głosowych, jest niczym nadzwyczajnym, zwykłym wydawaniem odgłosu. Za to uśmiech jest czymś cudownym. Szczególnie kiedy jest szczery, albo pojawia się na twarzy ukochanej dla nas osoby. Wyraża więcej niż tysiąc słów. Wspomniałam przed chwilką, że śmiech bierze się z naszych strun głosowych, a skąd więc bierze się uśmiech na naszej buzi? Otóż znajduję on swoje źródło nie gdzie indziej tylko w sercu. W naszej przechowywalni uczuć, pragnień, doznań. I tutaj taka moja mała rada, uśmiech poprawia nastój, więc rano zamiast przed lustrem mówić coś w stylu: jejku, ale tragicznie wyglądam, po prostu się uśmiechnij :)
 
 

czwartek, 8 listopada 2012

Memento Mori


 MEMENTO MORI


Nienawidzę kiedy nie mogę zasnąć w nocy i leże rozmyślając, tak jak teraz. Może właśnie dla tego staram się nie chodzić za wcześnie spać. Patrzę za okno. Jedyne co widzę to niebo – czarne, ponure, na nim spoczywają ciepło ubrane, jasne gwiazdy. Jest to widok piękny. Lecz kiedy dopadają nas refleksje nawet najmniejszy szept, tupot, przebłysk wpływają na nasze myśli.
Jestem raczej osobą odważna. Nie boję się ciemności, w ogóle w zasadzie boje się tylko 3 czy 4 rzeczy. A uczucie, które mi teraz towarzysz to w zasadzie nie jest strach. To jest przerażenie, które mnie ogarnia .Dreszcz, przeszywający szybko i gwałtownie moje ciało.  A to wszystko przez jedną myśl – upływ czasu. Wiem, że wiele z Was powie masz  nie całe 16 lat jeszcze całe życie przed Tobą. Ale jak pomyśle, że zaraz pójdę do liceum, które zleci równie szybko jak gimnazjum, zaczną się studia, praca, dom, rodzina, problemy. Nie chcę tego. Dzieciństwo jest zbyt piękne, aby je zostawić. Nie czuje się jeszcze gotowa na dorosłość.
Moim największym celem w życiu jest stworzyć szczęśliwą rodzinę. Dom równie piękny, ciepły jak mam ja. Chcę nie być tylko rodzicem, ale i przyjacielem dla swojego dziecka. Ale jak ja mam to zrobić? Kompletnie nie czuje się w żadnym stopniu na to gotowa. Ja nie jestem w stanie utrzymać porządku w pokoju ani ogarnąć lekcje. Jak mam kogoś tego nauczyć, pomóc mu przejść przez te wszystkie przeszkody? Jak? !
Tak sobie myślę, że w zasadzie moje wszystkie obawy sprowadzają się do jednego – śmierci. Boje się umrzeć. A co jeśli trafię do piekła ? Co jeśli przez wieczność będę musiała znosić męki ? A jak jest po drugiej stronie ? Co z moja świadomością? Co ze światem? Co będę tam robić ? Być szczęśliwą, bo jestem w Niebie? Wszyscy będziemy się kochać?  Uwielbiać? Nie jestem w stanie ogarnąć tego myślami. Czuję ból. Żal. Że nie potrafię po prostu uwierzyć.
Chyba właśnie dlatego zdecydowałam się na zmiany. Próbuje utrzymać porządek w pokoju (życie mi powodzenia^^) , zmieniłam nawet (nieświadomie wcześniej tego) swój styl ubierania. Kolorystykę przede wszystkim . A jutro? A jutro idę ściąć włosy! Szkoda mi ich, bo są długie, ale zmiany działają tylko wtedy kiedy są gwałtowne! Nie od jutra po trochu, tylko wszystko teraz. Chcę powiedzieć na łożu śmierci: Czuję się spełniona!

wtorek, 6 listopada 2012

Anioły

Nadchodzą takie dni jak ten, kończące i zaczynające dany moment. Każdy z nas ma wtedy setki pytań, czasem parę odpowiedzi, i wiele wniosków. Najbardziej dają się we znaki nie rzeczy, których się dowiedzieliśmy, lecz właśnie kwestie, na które nie dostajemy wyjaśnienia.
Anioły

Nie jestem w stanie policzyć łez,które spłynęły mi po policzku. Każdy człowiek w swoim życiu kogoś zranił. To nie zawsze jest nasz wybór. Często się dzieje, że świadomie wbijamy drugiej osobie nóż w plecy, ale czasem nie mamy na to wpływu. Będąc z osobą, której nie kochamy ranimy ją jeszcze bardziej lecz nie będąc z nią też łamiemy jej serce. Istotne jest to, że mimo wszystkim zawsze znajdziemy nadzieje, że w naszym życiu pojawi się miłość. Po każdym upatku, mimo trudu jaki stawia nam życie powstajemy. Mimo zwątpienia odzyskujemy wiarę. Coś musi w ciężkich chwilach dawać nam oparcie. I tym czymś są według mnie Anioły.

Całe życie ( tak wiem, że w moim przypadku to szmat czasu ) czekałam na księcia z bajki, lecz On nigdy się nie zjawił. Zjawił się ktoś inny... Porównam go do anioła, bo nie mogę go dotknąć, poczuć jego ciepła, zakryć się w jego objęciach. Ale wiem, że istnieje. Najśmieszniejsze jest to, że nie mogąc w stosunku do Niego użyć zmysłu dotyku, węchu, słuchu, a właściwie nawet wzroku ranię go bardziej niż kogokolwiek na świecie. Okazał mi ciepło, zainteresowaniem, zrozumienie, uczucie, a ja odwdzięczyłam się wbijając mu nóż w plecy... Jak naprawić błąd nie mogąc porozmawiać, dotknąć? Zakochałam się, Anioł wciągną mnie na swoją chmurę w Niebie, a ja go zepchnęłam.